Świecka codzienność

Autor: Joanna Lubecka, Kraków
Wykład na V Forum Ewangelickim, Wisła-Jawornik, 4-6 IX 1998 r.
Forum Ewangelickie, Zbiór referatów i głosów w dyskusji, Cieszyn 1998 r.

 

Twierdzenie, że Reformacja i związany z nią nierozdzielnie humanizm były wielkim przełomem jeśli chodzi o oświatę, i to w zakresie metod, programów, a przede wszystkim powszechności nauczania można by uznać za truizm powszechnie w świadomości ugruntowany. Dlaczego tak było i w czym się to przejawia jest celem mojego referatu.

Z czego wynikał bunt i eksplozja oświaty w XVI wieku związane ze szkołami protestanckimi? Czy tak wielka jest różnica i przepaść między metodami średniowiecznymi, w szkołach głównie katolickich, bo one miały monopol na oświatę, i szkołami XVI-wiecznymi, głównie protestanckimi? Żeby to państwu przybliżyć postaram się najpierw krótko przedstawić funkcjonowanie szkół w Średniowieczu, stosowane wówczas metody, a później funkcjonowanie szkół protestanckich. Myślę, że wyjdzie tu wyraźnie granica i różnica. Mimo tematu dotyczącego wpływu Reformacji na rozwój myśli pedagogicznej w Europie, skupię się na Polsce z dwóch względów:

  • po pierwsze, dlatego, że szkoły w Polsce wzorowały się na najlepszych przykładach szkół zachodnich np. szkoły w Strasburgu, Lozannie; stamtąd szkoły w Polsce brały przykłady i wzorce bezpośrednio;
  • po drugie, na terenie Polski kumulacja tych szkół w sensie ilości i różnorodności wyznań protestanckich jest tak ogromna, że jest to znowu reprezentatywny przykład.

Zamiast podsumowania i wniosków końcowych proponuję w trakcie wykładu zastanowić się, co z nowatorstwa szkół protestanckich w okresie Reformacji chcieliby państwo widzieć dzisiaj w szkołach polskich. Zapewniam, że według mnie, będziecie mile zaskoczeni. Krytykę średniowiecznych metod nauczania podejmowali nie tylko wybitni reformatorzy, jak Luter, Melanchton, Zwingli i wielu innych, ale również reformatorzy oświatowi. Ogólnie rzecz ujmując oświata średniowieczna i szkoły katolickie miały zupełnie inne cele niż nowe szkoły protestanckie, ponieważ zupełnie inny był model człowieka. Ideałem był człowiek silny fizycznie, zaprawiony w bojach, wyznający swoistą, średniowieczną moralność, a ogólny brak pożytku z posiadanej wiedzy nie zachęcał do jej nabywania. Kształcenie było zmonopolizowanie przez kler katolicki, głównie na niższych i średnich stopniach, ale oczywiście uniwersytety również. Tenże kler i szkoły były bardzo kosmopolitycznymi, ale w złym sensie tego słowa. Dlaczego? Dlatego, że językiem powszechnie używanym była łacina, a równocześnie obowiązywał brak przywiązania do spraw związanych z krajem, regionem. Sam kler katolicki był związany przede wszystkim z papiestwem, a nie z krajem,  w którym dane mu było pracować. Stąd wszystkie szkoły w Europie mają bardzo podobne programy i w zasadzie, jak byśmy dziś powiedzieli, szkoły średnie i podstawowe ograniczały się do nauki łaciny, religii (i to bardzo specyficznie pojętej) i czasem trivium, czyli gramatyki, retoryki i dialektyki – jeżeli szkoła była lepsza. Tutaj przytoczę fragment aktu erekcyjnego e szkoły parafialnej we Wrocławiu, cytuję:

Chłopcy będą się uczyli alfabetu z Modlitwą Pańską, Pozdrowieniem Anielskim i symbolem wiary; Psałterza oraz będą się uczyli również śpiewu śpiewać, aby mogli w kościele czytać i śpiewać na chwałę Bożą.

Taki był program.

Metody nauczania tych przedmiotów też pozostawiały wiele do życzenia, oczywiście według dzisiejszych naszych norm. Zamiast je opisywać podam kilka cytatów ludzi współczesnych [Średniowiecze], którzy opisują nauczanie w szkołach. Andrzej Frycz Modrzewski pisze tak:

Czyta się autorów rzeczy błahych. Skażony i nieczysty język w szkołach kościelnych nie nadaje się do załatwiania spraw publicznych.

Teksty Andrzeja Frycza Modrzewskiego zostały uznane za tak ostre, że w polskim wydaniu jego dzieła „O naprawie Rzeczypospolitej” zakazano mu się w ogóle wydawania księgi „O szkole”. Była ona tak rewolucyjna.

Mikołaj Rej tak pisze o gramatyce łacińskiej:

Uczyła chłopca szczebiotać, słówek obleśnych wykręcać i to z niemałym zatrudnieniem główek młodych.

Logika, według Reja,

dostarczała przykładów jak z prawdy nieprawdę uczynić.

I ogólnie napisał w ten sposób:

Cóż pomoże szlachcicowi dokładna znajomość astronomii, jeżeli równocześnie nie potrafi on zauważyć najprostszych zjawisk dotyczących realnego życia.

Tak wyglądała ta nauka. Ale oczywiście najbardziej reprezentatywny w krytyce jest oczywiście Erazm z Rotterdamu, który o kadrze nauczycielskiej pisze tak:

Nie ma bowiem dzisiaj człowieka tak zepsutego, tak tępego, tak nic nie wartego, że uważano by go za niezdolnego do kierowania szkołą.

O nauczycielach:

Niektórzy nauczyciele mają tak niemiły sposób bycia, że nie mogą ich kochać nawet własne żony. [Ogólna wesołość na sali].

Są to ogólne sądy na temat szkół średniowiecznych. Niestety, następny sąd już nie jest tak wesoły.

W szkołach słychać uderzenia kijów, świst rózg, płacz, zawodzenie. Ciszę przerywają tylko surowe pogróżki. To przecież nie szkoła, to katownia. Czego tam się mogą nauczyć chłopcy? Tylko nienawiści do wszelkiej nauki. [Erazm]

I ostatni cytat z Erazma:

Także klasztory i kolegia braci (tu oczywiście chodzi o szkoły przyklasztorne, przykościelne) ciągną niemały dochód i w swych spelunkach nauczają nieletnich przy pomocy niemal zupełnych nieuków, albo raczej nauczycieli posiadających wręcz wiedzę wręcz w fałszywym kierunku, jeśli już założymy, że są skromni i myślący.

Jak wyglądała metoda nauczania w takiej szkole wskazuje mowa Jana Michalskiego, który pracował w gimnazjum Opalińskiego w Sierakowie, w szkole protestanckiej. W mowie na otwarcie gimnazjum pisze tak:

Piękny to doprawdy widok, gdy mały chłopiec musi recytować jak papuga słowa, których zapamiętanie zajęło mu parę dni, a których nawet nie rozumie. Niejasne określenia, którymi posługują się gramatycy, myśląc, że dzięki zawiłości uczynią swoją sztukę bardziej niedostępną, godniejsza podziwu i wznioślejszą. Oby zginęli złą śmiercią ci, którzy dręczą umysły młodzieży dla rzeczy tak mało ważnej.

Myślę, że ostanie zdanie można byłoby wpisać wielu nauczycielom do kajetów, żeby mieli ku przestrodze.

Szkoły protestanckie miały zupełnie inny cel niż szkoły, których dotyczyły powyższe teksty.  Różniły się one w zasadzie w trzech głównych sferach, w których wprowadzały nowatorskie, humanistyczne rozwiązania. Były to: organizacja szkoły, programy szkolne i metody nauczania. Ruch reformatorski podjął i szczególnie widać to w oświacie, idee wynikające z ogromnych przemian społecznych w XVI wieku. To jest wiek, w którym zaczyna się kształtować świadomość narodowa, zalążki poczucia suwerenności narodowej i to widoczne jest w szkołach, w ich organizacji i programach. Jest to również wyraźne w nacisku na powszechność nauczania. Do szkół w bardzo dużej mierze przychodzą dzieci mieszczan i chłopów. Skok był ogromny. Tak jak powiedziałam na początku, była to pewna eksplozja oświaty. Przytoczę tu fragment listu Erazma z Rotterdamu do Justusa Decjusza, który pisze:

Powinszowania temu narodowi, który dawniej miał złą opinię z powodu barbarzyństwa, że teraz i w naukach i prawodawstwie, obyczajach, religii i w czymkolwiek odciąć się można od barbarzyństwa, tak kwitnie, iż może współzawodniczyć z najbardziej pierwszymi i najznakomitszymi narodami.

To jest oczywiście o Polsce.

Natomiast Marcin Kromer, słynny polski kronikarz napisał:

Nawet wśród łacińskiej ziemi trudno znaleźć tak wielu ludzi z gminu, z którymi się po łacinie rozmówić można.

Masowe powstawanie szkół protestanckich można wytłumaczyć przede wszystkim faktem i przekonaniem, że oświata stanowi najlepszą formę propagowania nowej wiary. Stąd też sprawy nauki, sprawy powstawania szkół zajmują najwięcej miejsca w obradach gmin ewangelickich czy w ogóle protestanckich. Również łożono na te cele bardzo duże środki. Szkoła, w rozumieniu protestanckich pedagogów, miała przede wszystkim wychowywać. Jej cele sprecyzował wielki reformator oświaty XVI w. Szymon Marycjusz z Pilzna, który napisał tak:

Stworzono szkoły, gimnazja, akademie, ażeby w nich dojrzewały wrodzone zdolności i rozwijał się umysł, kształtowały obyczaje, wpajana była cnota.

Wychowanie w tych szkołach miało być zupełnym przeciwieństwem do tego, co wcześniej przedstawiłam, mówiąc o wychowaniu średniowiecznym, które według tegoż myśliciela:

uczy tylko zręcznie kłamać, grzecznie ustępować z drogi, układnie schlebiać, hulać w dzień i noc,

po czym dalej pisze:

wychowujemy nasze dzieci, ażeby umiały zbierać dostatki, aby chodziły w purpurze, aby zgarniały zaszczyty nie na mocy zasługi i uczoności, lecz przez protekcję.

Szkoły protestanckie organizowane były na innych zasadach. Powoływane były najczęściej przez lokalną społeczność. I nawet jeżeli znajdowały bogatych sponsorów, to nadal zarządzanie szkołą podlegało gminie protestanckiej i absolutnie pozostawało w jej pomieszczeniach. Jeden z badaczy tego okresu napisał:

własna szkoła była dla tych ludzi często tak ważna, jak własny Kościół. (Bohdan Suchodolski)

Ponieważ gminy i w ogóle społeczności protestanckie miały charakter bardzo demokratyczny, dlatego też szkoły zarządzane były najczęściej przez scholarchat. W skład takiego ciała wchodzili często ludzie zasłużeni dla gminy. Często byli to też rodzice dzieci, które uczęszczały do tej szkoły, autorytety naukowe, moralne. Do obowiązków scholarchów, czyli członków tego ciała, należało najczęściej dobór kadry nauczycielskiej, czasem również zasad  regulaminu szkoły. Najciekawszym przykładem były tu szkoły ariańskie. Przede wszystkim słynna  Akademia Rakowska. Sama miejscowość Raków nie istniała wcześniej, została założona jako gmina ariańska w 1567 roku. Już w prawach lokacyjnych widać bardzo wiele elementów egalitarnych, powiedzielibyśmy dzisiaj bardzo demokratycznych. Raków wkrótce zyskał miano miasta filozofów, gdyż całe życie tej gminy było oparte na dyskusjach, debatach, dotyczących tematów tak istotnych, jak rola chrztu świętego dla człowieka i w religii, ale również na pozornie tak błahych, gdzie należy w gminie wykopać studnię. Cała gmina była przesiąknięta ideologią arian. Ta ideologia jest bardzo specyficzna. Jeden z arian mówił o niej:

Bo jak tak rozumiem i wierzę, iż się wiernemu nie godzi mieć poddanych, a daleko mniej niewolników i niewolnic, gdyż to jest pogańska rzecz panować nad swoim bratem; jego potu, a raczej jego krwi używać. Ano Pismo Święte jaśnie świadczy, że Bóg z jednej krwie uczynił wszytek rodzaj ludzki, wedle czego równi jesteśmy.

W takiej atmosferze powstaje szkoła w Rakowie nazywana już przez współczesnych Sarmackimi Atenami. Celem szkoły, podobnie jak i innych szkół protestanckich, było przyciągnięcie do nauki jak największej ilości dzieci i młodzieży, nie wykluczając właśnie dzieci mieszczan i chłopów. Zasługuje tu na uwagę: u arian istniał obowiązek szkolny w ramach zboru, rzecz dość rzadka, jak na owe czasy.

Organizacja szkół protestanckich i związek ze społecznością lokalną pozwolił również kształtować programy i także wprowadzać nowe metody silnie związane z humanizmem i Reformacją w szkołach. Za najlepszą metodę nauczania pedagodzy protestanccy uznali zrozumienie materiału, a nie średniowieczne opanowanie go na pamięć. Dlatego też w szkołach tych odchodzono od scholastyki i podawania uczniom, jakby na tacy, gotowego do opanowania materiału pamięciowego. Zupełnie niezwykłe jest to, (co mnie nawet zaskoczyło), że ci protestanccy pedagodzy uwierzyli w rozum dziecka. Od tego najmłodszego, które zaczyna się uczyć w szkole. Nauczyciel miał pomagać rozwijać zdolności dziecka, ukierunkowywać, pomagać, lecz dochodzenie do wniosków często zostawiano już samemu uczniowi. Zwracano uwagę na to, co dziś nazywamy warsztatem naukowym. Pracowało na tym wszystkim bardzo wielu wybitnych reformatorów z zagranicy, a w Polsce tacy, jak Marcin Ruar, Piotr Statorius czy Joachim Pastorius i chyba najsławniejszy Jan Amos Komeński. Z czasem wykształciła się również kadra w polskich szkołach protestanckich i mieliśmy własna kadrę. Wszystko to po to, aby jak powiedział Piotr Statorius ze szkoły w Pińczowie:

aby Polska miała u siebie to, czego poszukuje się pod obcym niebem.

Na czele szkoły stał rektor, który kierował nią wraz ze scholarchatem. Jednak renomę szkoły tworzyli oczywiście nauczyciele. Stąd wymagania stawiane im są niezwykle wysokie, ale prestiż związany z pełnieniem tej funkcji, na przykład w Rakowie czy Pińczowie, był w zasadzie równy prestiżowi nauczyciela akademii. Jak miał wyglądać ten nauczyciel, jakim miał być człowiekiem w szkołach protestanckich? Bardzo dokładne kryteria zostały opracowane i większość szkół protestanckich kierowała się opracowanymi przez wspomnianego już Szymona Marycjusza z Pilzna. Jaki powinien był być nauczyciel:

Należy oceniać zalety umysłowe, a nie fizyczne. Dobierający nauczycieli często odczuwają niechęć do ludzi wątłych, wymagają od kandydatów na nauczycieli wzrostu słusznego, dobrej tuszy, głowy przyprószonej siwizną, jak gdyby dobierali posługaczy do dźwigania tłumoków. [Wesołość na sali - Dużej szansy na pewno bym nie miała - uwaga J.L.]

Badając umysł kandydata należy wymagać od niego znajomości nie tylko najlepszych, najmoralniejszych pisarzy, lecz także niemoralnych i złych stylistów, gdyż znając złych, o wiele lepiej przedstawi słuchaczowi, co dobre.

To było nie do pomyślenia w Średniowieczu. Nie można tu wymagać by nauczyciel był wszechwiedzącym - ma być dobrym w tej dziedzinie, która wybrał na swoją specjalizację; musi posiadać umiejętność przekazywania wiedzy czy, jak pisze Marycjusz:

sama uczoność, bardzo znaczna, bez zdolności w uczeniu nic nie jest warta.

Dalej pisze:

Ważne jest, aby profesor przy nauczaniu swój wykład budował jakby żyjące stworzenie, który by miało niejako ciało z głową, nogami i tułowiem tak, żeby części składowe tworzyły harmonijną całość. … Uczący powinien rozporządzać główną zaletą mówcy, to jest jasnością, ażeby rzeczy ciemne i trudne wykładał z jak największą prostotą. Profesor nie powinien karać uczniów cieleśnie, lecz tylko honorowo lub moralnie.

Niemniej jest ważne uczciwe życie, czystość obyczajów, gdyż, jak pisze Marycjusz:

Uczoność bez uczciwości staje się złośliwą przebiegłością.

Dlaczego w szkołach protestanckich tak bardzo zwracano uwagę na nauczycieli i tak wysoko podniesiono im poprzeczkę? Otóż, powiedziałabym, odpowiedź jest prosta. Uznano za prawdziwe zdanie Erazma z Rotterdamu, który mówi tak:

Pierwszym stopniem w nauce jest miłość do nauczyciela. Chętnie uczymy się od tych, których kochamy.

Myślę, że jest to jasna i prosta odpowiedź, która wszystko tłumaczy.

W szkołach protestanckich zastosowano nowy podział na klasy. Grupowano dzieci w podobnym wieku uznając, że mają podobne zdolności do percepcji. Każda szkoła miała kompleksowy program rozpisany na poszczególne lata dla poszczególnych klas. Często było zawarte od razu w statutach szkoły. W statutach tych często zawarte też były metody nauczania, jakimi się dana szkoła miała się posługiwać tak, że posyłając dziecko rodzic wiedział  czego się po danej szkole może spodziewać. Wraz z wiekiem stopniowano wymagania wobec uczniów, o oczywiście nie znaczy, że od najmłodszych nie wymagano, owszem, wymagano również wiele, ale w zupełnie inny sposób. Starano się stosować metody przyjemne, oparte w klasach najmłodszych głównie na grach i zabawach. W klasach starszych zmieniano metody na, powiedzielibyśmy, bardziej naukowe. Były one jednak dalekie od pamięciowego przyswajania, którego unikano. Najczęściej organizowano debaty, dysputy naukowe, do których musieli się uczniowie wcześniej przygotować. Co jakiś czas musieli zdawać egzaminy, które polegały na przygotowaniu mowy na dany temat, na przykład mowy pogrzebowej, weselnej, przed sądem itp. różnych sytuacjach życiowych. Dotyczyło to również sytuacji politycznych, jak byśmy dziś powiedzieli, byłoby to wychowanie obywatelskie. Sztukę wymowy i ćwiczenie pamięci doskonalono w bardzo ciekawy i atrakcyjny dla uczniów sposób. We wszystkich tych szkołach (chyba nie znalazłam wyjątku) organizowano dwa lu cztery razy w roku przedstawienia teatralne. I tam właśnie, w taki przyjemny sposób odpytywano opanowanie materiału.

Zakres merytoryczny nauczania w stosunku do katolickich szkół starego typu był bardzo zmieniony. Wiele starych przedmiotów ujęto w nową formę, zastosowano zupełnie inne metody, no i weszło wiele nowych przedmiotów. Język łaciński, który był straszną zmorą dla uczniów do tej pory, uległ w pewnym sensie degradacji, stał się po prostu dla uczniów jednym z języków obcych, nauczanych w szkołach. Z drugiej strony wymagano go bardzo konsekwentnie dlatego, że wiele czytano po łacinie i wymagano zrozumienia tekstu, ponieważ prowadzono krytyczne dyskusje na temat tekstu, co oczywiście wymagało dokładnego zrozumienia treści. Nowością było nauczanie języków współczesnych i jako przykład podam tu, że w Rakowie uczono języka francuskiego, niemieckiego i włoskiego. Była to zresztą zasada, która Akademia w Rakowie rozpowszechniła, iż:

Nieznajomość języków wszelkie nauki albo tłumi, albo deprawuje.

Ale popadnięto w druga skrajność. Podchodzono do nauki współczesnych języków bardzo racjonalnie. Właśnie jeden z nauczycieli pedagogów z Rakowa, Marcin Ruar, powiedział o nauce języków w ten sposób:

Znajomość języków, choć pod pozorem wykształcenia powszechną się staje, nie zawiera sama w sobie mądrości i o tyle zasługuje na pochwałę, o ile ułatwia przystęp do mądrości w różnych językach.

Niezwykle silna pozycje wśród języków zdobył język polski. Był to pod tym względem ogromny przełom. Nauczano go we wszystkich szkołach protestanckich i miało to służyć, oczywiście, lepszemu zrozumieniu innych przedmiotów. Miało również w pewnym sensie wymiar religijny, chodzi tu o liturgię w języku narodowym, ale równie ważny był aspekt patriotyczny. Nawet w szkołach w Gdańsku i Toruniu nauczano języka polskiego ze względu na przydatność w handlu. W Toruniu była nawet specjalna klasa, tak zwana polska, clasis polonica. W Toruniu zastosowano też niezwykle ciekawą metodę nauczania języka polskiego i niemieckiego, gdyż Niemcom zakazano mówić po niemiecku, a Polakom po polsku. Mogli mówić po łacinie lub w języku obcym, właśnie nauczanym.

Zupełnie zmieniło się nauczanie religii w szkołach protestanckich. Mimo, iż w statutach można przeczytać o zasadniczej roli tego przedmiotu, jednak religia nie zdominowała przedmiotów i programów nauczania. Jedynie szkoły w Toruniu, Elblągu i Gdańsku były przepełnione ruchem pietas i można o nich powiedzieć, że były to szkoły wyznaniowe. Pozostałe szkoły (mimo, że wydaje mi się, iż nie jest to typowe dla młodej religii) były szkołami niezwykle tolerancyjnymi, a religia w tych szkołach nabrała jakby bardziej ziemskiego charakteru. Zgodnie z ideami humanizmu była bardziej nastawiona na drugiego człowieka, bliźniego. Jeden z pedagogów ze szkoły protestanckiej, Erazm Gliczner nazwał to w ten sposób, że:

Religia jest to konkretny obowiązek człowieka wobec człowieka.

Na lekcjach religii oczywiście czytano Biblię, ale również dyskutowano o jej treści. Miało to wykształcić w uczniach pewien zmysł krytycyzmu. Dotyczyło to szczególnie szkół ariańskich. Uczniowie mieli obowiązek uczestniczyć w nabożeństwach, ale zgodnie z własnym wyznaniem. Tolerancja była więc bardzo duża.

W szkołach protestanckich niezwykłej wagi nabrało nauczanie etyki. Straciła ona swój mistyczny wymiar, a stała się raczej nauką o praktycznych, ziemskich, społecznych obowiązkach człowieka. Polska stanowi tu w pewnym sensie wyjątek na tle Europy, gdyż szkoły luterańskie na Zachodzie raczej dążyły do podporządkowania takich przedmiotów jak etyka teologii. Natomiast w szkołach polskich uczyniono z etyki odrębny przedmiot, na którym uczono rzeczy tak wzniosłych, jak odpowiedzialność, patriotyzm, i również, wydawałoby się tak błahych, jak sztuka opowiadania dowcipów w zależności od towarzystwa w jakim się znajdujemy. Znalazłam bardzo dokładnie wypisane punkty, kiedy i jakich dowcipów nie wolno opowiadać.

Jednym z nowych przedmiotów wprowadzonych do większości szkół protestanckich w Polsce była nauka o polityce. Miała ona, podobnie jak etyka, wymiar bardzo praktyczny. Szkoła miała dobrze wykształcić przyszłych obywateli, odpowiedzialnych, świadomych swoich obowiązków. Na lekcjach czytano głównie autorów starożytnych, rzymskich i greckich, a także współczesnych, takich jak Macchiavelli czy Jean Bodin. Uczono również zasad prawnych związanych z funkcjonowaniem państwa oraz tego, że funkcjonowanie państwa to nie jest żadna mistyka, jak to w Średniowieczu przedstawiano, lecz to efekt pracowitości i przezorności obywateli, w prostej zależności powodujących rozkwit państwa. Na lekcjach prowadzono polityczne dysputy, zadawano uczniom pytania typu: czy pożądane jest wręczać berło cudzoziemcowi, czy potrzeba w państwie praw pisanych, czy pożądane jest dla obrony ojczyzny powoływać żołnierza cudzoziemca - pytania trudne dla młodych ludzi. Te przykłady wybrałam z Akademii Rakowskiej.

Zupełną nowością było wprowadzenie w niektórych szkołach protestanckich historii Polski. Co ciekawe, wprowadzali ją często rektorzy obcokrajowcy. Zarówno etyka jak i politologia oraz historia powszechna, jak i ojczysta, miały uczyć patriotyzmu i obywatelskiej postawy. Nauki przyrodnicze i matematyczne, których również było dużo, miały uczyć logicznego myślenia, a nauczane były głównie pod kątem praktycznej przydatności w życiu, na przykład, jak obliczyć powierzchnię pola, podzielić to pole odpowiednio, jak przewidywać pogodę. Również pod tym samym kątem w niektórych szkołach uczono elementów medycyny i prawa.

Ogromną zasługą szkół protestanckich było upowszechnienie książek, co było możliwe dzięki upowszechnieniu druku. Większość szkół miała własne przyszkolne biblioteki, co więcej, niektóre z nich miały nawet do dyspozycji własne, albo miejskie drukarnie, co było niezwykle ważne. Tak było na przykład w Lesznie, Toruniu i Gdańsku.

Szkoły wykorzystywały i rozpowszechniały podręczniki autorów starożytnych, również tych, którzy w Średniowieczu i nie tylko (bo jeszcze wówczas w niektórych katolickich krajach) byli zakazani.

Wielką sławę przyniosło Polsce powstanie na jej terenie wybitnych dzieł pedagogicznych i podręczników szkolnych. Na uwagę zasługują przede wszystkim dzieła Jana Amosa Komeńskiego, które były znane w całej Europie. Był on przez długi okres nauczycielem i rektorem szkoły w Lesznie, która nazywana była Ewangelicką Sorboną. Komeński napisał i podręcznik języka polskiego, napisał słynną „Wielką Dydaktykę” (Magna Didactica) i chyba dzieło najważniejsze Orbis sensualium pictus, czyli „Świat w obrazach”, które jest podstawą nauczania według metody poglądowej, aktualnej w szkołach do dziś.

W gdańskiej szkole powstało słynne dzieło Systema logicae, w zasadzie pierwszy podręcznik współczesny do nauczania logiki, napisany przez największego w Europie znawcę filozofii moralnej Arystotelesa, Bartłomieja Keckermana. On również napisał, jako pierwszy, podręcznik do historii Polski.

Z tymi szkołami związani byli między innymi: Jan Heweliusz, Piotr Statorius. Co jest bardzo ciekawe, co obcokrajowcy wprowadzali do szkoły język polski, historię Polski, a sami nauczyli się doskonale w ciągu kilu lat języka polskiego – na tyle, żeby napisać gramatykę polską, co jest niezwykle trudne.

Na koniec wymienię jeszcze wymienię jeszcze raz kilka najsławniejszych szkół: Pińczów, Raków, Leszno, Lewartów, Gdańsk, Toruń, Elbląg. Losy tych szkół były dość burzliwe, między innymi ze względu na częste zmiany konfesji, jak również na bardzo ostrą, w pewnym okresie w Polsce, Kontrreformację i bardzo dużą rywalizację z kolegiami jezuickimi, które momentami rywalizowały w dość niewybredny sposób ze szkołami protestanckimi. To spowodowało, że część tych szkół, jak na przykład Toruń czy Gdańsk, stały się coraz bardziej zamknięte i ortodoksyjne, aż w zasadzie w XVIII wieku popadły w całkowity zastój i zamknęły się na nowe idee Oświecenia. Natomiast na terenie Polski szkoły te z różnych powodów zamykano, jak na przykład Akademię Rakowską. Można powiedzieć, że szukano tu tylko pretekstu. Mimo że była najsławniejsza, szkoła ta istniała tylko 36 lat. Wraz z zamknięciem tych szkół myśl pedagogiczna w Polsce ulega uwstecznieniu i znowu najważniejsze w programie stają się idee chrześcijańskie, rycerskie; program powiedzielibyśmy, staje się rycersko-szlachecki.

Zamiast własnych słów zacytuję tu pewnego szlachcica o tym, jak wyglądać powinna oświata:

Najlepsza jest bowiem nauka w polach dzikich pod dachem niebieskim, nie w Krakowie, w akademiji. Nie jest bardzo ważne deklinowanie i kwestie dialektyczne, a najważniejsze jest to, aby w polu umieć stawać. Rektorem ma być hetman, a miast doktorów albo mistrzów potrzeba im dać poruczniki, a miast dziekanów pułkowniki.

To jest po prostu bardzo tragiczne, ale w ten sposób szkolnictwo to wróciło w pewnym sensie do poprzedniego stanu.

Pedagogiczne idee Reformacji podjęto [w Polsce] dopiero w Oświeceniu. Między innymi na nich opierał się Stanisław Konarski i Hugo Kołłątaj w swoich reformach oraz ludzie związani z Komisją Edukacji Narodowej.

Niestety, dla Polski w aspekcie politycznym podjęto te starania za późno.

 

BIBLIOGRAFIA:

  1. Bainton R.,  Tak stoję. Klasyczna Biografia Marcina Lutra. Katowice 1995
  2. Burdach Konrad, Reformation. Renaissance. Humanismus. Berlin 1918
  3. Cynarski  Stanisław (red.), Raków. Ognisko arianizmu. Kraków 1968
  4. Duralska-Macheta T. (oprac.), O edukacji dawnych Polaków. Materiały z XVI-XVII w., Warszawa 1982
  5. Freylichówna Janina, Ideał wychowawczy szlachty polskiej w XVI i pocz. XVII w., Warszawa 1938
  6. Kot Stanisław, Pierwsza szkoła protestancka w Polsce. Z historii wpływów francuskich na kulturę polską, Kraków 1921
  7. Kurdybacha Łukasz, Średniowieczna oświata kościelna, Łódź 1950
  8. Kurdybacha Łukasz, Z dziejów pedagogiki ariańskiej, Warszawa 1958
  9. Luther Martin, Pädagogische Schriften und Aüsserrungen, Lagensalza 1888
  10. Możdżeń Stefan (opr.), Odrodzenie - teksty źródłowe do dziejów wychowania, Kielce 1993
  11. Możdżeń Stefan (opr.), Średniowiecze - teksty źródłowe do dziejów wychowania, Kielce 1993
  12. Osterllof Waldemar, Przewodnicy myśli pedagogicznej na zachodzie od czasów Odrodzenia: obrazy i szkice, Warszawa 1918
  13. Suchodolski Bogdan, Polska myśl pedagogiczna w okresie Renesansu, Warszawa 1954
  14. Tworek Stanisław, Szkolnictwo protestanckie w okresie reformacji i kontrreformacji, Warszawa 1970

 

DYSKUSJA

Jan Koziar – Proszę o zestawienie poziomu szkolnictwa polskiego wieku XVI ze szkolnictwem na Zachodzie. Wiemy, że szkolnictwo [protestanckie w Polsce] było dobre, ale jeszcze jak to wyglądało w zestawieniu z tamtymi krajami. Chodzi mi o przeciwstawienie się pewnej tendencji, dosyć niedobrej, dzisiejszej, a mianowicie: u nas zajmujemy się albo krytyką totalną przeszłości, albo jej chwaleniu, też generalnie, nie wyróżniając pewnych etapów w naszych dziejach. I tak osiągnięcia wieku XVI miesza się w jednym „kociołku” z upadkiem Polski w wieku XVII. Jeżeli krytykujemy Polskę, to nie możemy do jednego mianownika ściągać upadku w wieku XVII do wieku XVI.

Joanna Lubecka – odpowiedź. Nie wiem, co pan rozumie przez zestawienie. Mogę powiedzieć, jakie były zasadnicze różnice. Na początku tego wykładu powiedziałam, dlaczego w większości ograniczyłam się do Polski. Po pierwsze, wzory z najlepszych szkół protestanckich z Zachodu; a po drugie, tutaj największa jest kumulacja tych szkół.

Zasadnicza różnica to ta bardzo przysłowiowa już czasem tolerancja, ale my ją zawsze uogólniamy – w Polsce była tolerancja, choć nie w dzisiejszym sensie. Natomiast nieprawdopodobne jest dla mnie, jaka była tolerancja w szkołach protestanckich w większości tych szkół w Polsce. Będzie państwu naprawdę trudno znaleźć na Zachodzie przykłady takiej otwartości.  Dlaczego tak było? Otóż Polska była w tym czasie, w religijnym sensie, krajem tolerancyjnym. Może to jest trochę inaczej niż dzisiaj rozumiemy tolerancję, ale jednak na tle Europy szkoły, zwłaszcza luterańskie na Zachodzie, były dużo bardziej szkołami wyznaniowymi. To się przejawiało nie tylko w odpowiednim uczestniczeniu w zajęciach z religii, ale również w tym, że większość przedmiotów była przepełniona, nie tylko w programach, merytorycznie pewnymi wartościami religijnymi i wiedzą religijną, ale również bardzo silnie tą pietas protestancką. To miało również bardzo duży wpływ na wychowanie. Szkoły te [w Polsce] miały pięć lub sześć godzin nauki dziennie, a reszta wychowania była wypełniana była przez życie w internacie szkolnym. Natomiast niesamowite jest, że szkoły, które nazwalibyśmy „szkołami młodej religii”, były tak tolerancyjne i otwarte. Pozwala się dzieciom na nabożeństwa w innej wierze.

Programy nauczania na Zachodzie i w Polsce są podobne. Duża różnica jest w etyce i nauczaniu religii. Nie ma specjalnej różnicy w innych przedmiotach. Są może inne zestawy języków współczesnych. W naukach przyrodniczych i matematycznych duże różnice były już na terenie Polski, więc na Zachodzie również.

Jarosław Świderski – uwaga własna. Po referacie w kuluarach padła uwaga, że nic z tych wielkich, sławnych szkół nie pozostało. Mnie się wydaje, że pozostały niektóre metody, pozostały niektóre myśli. Choćby to, co pani mówiła o nauce języka, że Polakom nie pozwalano mówić po polsku, a Niemcom po niemiecku itd. Tak właśnie szkolono kosmonautów amerykańskich i rosyjskich. Amerykanie musieli mówić tylko po rosyjsku, a Rosjanie tylko po angielsku.

Henryk Panusz – pytanie: W szkołach, o których pani mówiła stosowano zasadę, że uczeń nie powinien wykuwać materiału na pamięć, tylko powinien go rozumieć. Jest pani wykładowcą w VII Prywatnym Liceum w Krakowie. Czy pani, czy w tej szkole daje się zastosować metody, o których pani mówiła?

Joanna Lubecka – odpowiedź. Jak to wygląda, najlepiej mógłby odpowiedzieć jeden z tu obecnych naszych uczniów. Trzeba sobie zdawać sprawę, że nas trzymają programy, które są najczęściej bardzo złe, nastawione może nie na cały czas na wkuwanie, ale automatycznie z powodu ilości materiału to tak wychodzi. Myślę, że nasza szkoła bardzo różni się od innych, to znaczy, że mimo wszystko staramy się bardziej zwracać uwagę na umiejętności, logiczne myślenie i wnioskowanie, niż wkuwanie faktów. Fakty (w nauczaniu historii) traktuję jak dane z matematyki, z których tworzy się myśli, własne wnioski. W warunkach dużej konkurencji nauczycieli (wiele osób chce pracować w tej szkole o sporej renomie) można ich lepiej dobierać. Na pewno jest lepiej niż w szkołach państwowych, natomiast do zrobienia i do przedstawionych tu wzorów z XVI i XVII wieku jeszcze jest daleko.

Antoni Furowicz – To będzie bardziej komplement niż pytanie. Jako nauczyciel akademicki jest pod wrażeniem tego wykładu i życzyłbym sobie, a przede wszystkim swoim studentom, aby mieli często takich wspaniałych wykładowców.

Arianizm – promienne intermedium w historii edukacji, w historii kultury polskiej. Należałoby sobie życzyć, ażeby w czasie obecnej transformacji nasze władze oświatowe również z tych doświadczeń jak najbardziej korzystały, a obserwując pewne rzeczy można mieć dosyć poważne obawy.

Nie wiem czy zgodzi się pani doktor ze mną, ale jeżeli chodzi o arianizm - on był zwalczany nie tylko, niestety, przez gremia katolickie, ale i przez protestanckie. Wydaje mi się, że nie można utożsamiać protestantyzmu z arianizmem, co trzeba delikatnie podkreślić.

Joanna Lubecka – odpowiedź: Arianizm jest bardzo specyficzny, ale to jest typowe właśnie w Polsce, że jest wiele odłamów protestantyzmu. Arianie zostali wygnani z Europy zachodniej. Uciekli właśnie do Polski. Później, niestety, też zostali z Polski wygnani, ale trudno było tutaj nie mówić o nich. Przykro, że również protestanci w Polsce tępili. Powiedziałabym inaczej: tępiła ich w dużej mierze szlachta, mimo że wśród arian jest masa szlachty. W Akademii Rakowskiej, która tak krótko funkcjonowała, arianie bardzo mądrze dostosowali się do ustroju politycznego w Polsce i  wykorzystali zasadę: równość to sprawiedliwość ujęta w prawa, czyli – akceptujemy stan, który jest,  staramy się być dobrymi dla bliźnich, czy to chłop, czy mieszczanin, ale nie podważamy ustroju tego kraju. Trudno było pominąć arian, gdyż ich szkoły były najbardziej wzorcowe i najwięcej można by było od nich brać, chociażby z ich idei demokratycznych.

Maria Drapella – pytanie: Moje pytanie ma też charakter komplementu i prośby. Najpierw chciałabym wyrazić ogromną radość i zachwyt z wysłuchania tego referatu. Jako polonistka prosiłabym o uzupełnienie pewnego wątku tematycznego, dotyczącego sylwetki nauczyciela. Powiedziane zostało, że osobowość nauczyciela powinna być taka, żeby umożliwiała darzenie go sympatią, czy zaufaniem i zasadniczym atutem nauczyciela powinna być umysłowość, a nie autorytet wzbudzany przez posturę fizyczną. Ale jeszcze wiem, przynajmniej to o gimnazjum gdańskim, że nauczycieli byli tam niezwykle satysfakcjonująco opłacani. Otóż uposażenie nauczycieli gimnazjum gdańskiego niejednokrotnie przekraczało propozycje znanych ośrodków akademickich na zachodzie Europy i w związku z tym gimnazjum akademickie w Gdańsku miało znakomitych wykładowców. Chciałabym prosić o krótkie uzupełnienie tego wątku tematycznego, wydaje mi się niebagatelnego. (Wesołość na sali)

Joanna Lubecka – odpowiedź: To prawda, że Gdańsk, wszystkie szkoły protestanckie były wyjątkiem pod względem bardzo wysokiego statusu nauczycieli zarówno pod względem moralnym wśród społeczności lokalnej i pod względem wynagrodzenia w ogóle w szkołach protestanckich.

Gdańsk pod tym względem był najwyżej. Gdańsk w  tym czasie to jedno z najbogatszych miast w Polsce i Europie. Wielki port, bogaci mieszczanie, którzy na fali nowych zmian chcą, żeby ich dzieci były dobrze wykształcone. Wysyłają dzieci do dobrych szkół (stąd szkoła w Gdańsku), a później na studia na Zachód. Mieszczanie kładą masę pieniędzy na szkołę w Gdańsku, stać ich na to i władze miasta również pomagają. Pomagają także książęta pruscy. Wspomnieć jeszcze trzeba o międzynarodowym charakterze szkoły w Gdańsku; jej sława była ogromna. Byli w niej nawet uczniowie ze Szkocji i krajów skandynawskich, co przyczyniało się do jeszcze wyższego poziomu materialnego.

Piotr Machowski – W zasadzie mam uzupełnienie. Pani doktor stwierdziła, że można mówić o pewnym „boomie” szkolnictwa w XVI wieku, szczególnie na ziemiach polskich. Proszę pamiętać, że jest to związane po prostu z tym, że że protestantyzm w Polsce ma bardzo wielu możnych i  protektorów. Szkolnictwo, które tak świetnie rozwija się, wtedy właśnie korzysta z dotacji finansowych. W pewnym okresie 70% szlachty w niektórych rejonach naszego kraju, to jest szlachta i możnowładztwo protestanckie. Także niektórzy z dostojników wyższego duchowieństwa katolickiego jest na pograniczu.

Pewna cecha charakterystyczna na ziemiach Polski – tolerancja i otwartość – jest związana jakby z otwartością naszego kraju jakby na Europę, świat. Szlachta i część mieszczaństwa podróżuje na Zachód. To są wyprawy, takie peregrynacje quasi naukowe. Oni obserwują, co tam się dzieje i przywożą różne doświadczenia. Przywożą także pedagogów.

Na koniec proszę pamiętać o rozwoju drukarstwa w języku narodowym i pewnej perle szkolnictwa w szeroko pojętych ziemiach Polski, a mianowicie luterańskim uniwersytecie w Królewcu, który był nie tylko nastawiony na Prusy, ale także na ziemie polskie.