Autor: Alfred Theisen
Wykład na seminarium w Świeradowie Zdroju, 18-19.03.2017
Tadeusz Mazowiecki, uhonorowany Nagrodą Mostu w Görlitz jesienią 2011 roku powiedział: „Pokój to nie stan, lecz ciągłe zadanie i wyzwanie”. I w ten sposób już sami sobie odpowiadamy na pytanie, czy Śląsk to most, czy też dynamit między Niemcami a Polakami. To zależy od ludzi, od nas, gdyż Śląsk, atrakcyjna krajobrazowo i niezmiennie prosperująca ekonomicznie kraina mostów nad Odrą, wciąż na nowo była na przestrzeni dziejów jednym i drugim kością niezgody i mostem, nie tylko między Niemcami a Polakami, lecz na przykład także między Prusami a Habsburgami, między katolikami a protestantami.
Dzięki Bogu przez minione tysiąc lat Niemcy i Polacy przeważnie żyli w zgodzie, a często nawet - jak, mam nadzieję, i dziś - służyli sobie nawzajem pomocą, czego wielu ludzi w Niemczech i w Polsce sobie nie uświadamia. Dlatego moim zamiarem nie jest wygłoszenie Państwu nasyconego faktami wykładu naukowego, lecz zasugerowanie i pokazanie na podstawie prawie dwóch dziesięcioleci praktycznych doświadczeń niemiecko-polskiego współżycia na Śląsku i w Europa-Mieście Görlitz/Zgorzelec, co można zrobić, aby zachować dobre sąsiedztwo Niemców i Polaków na Śląsku.
Mniej więcej prawie co 200 lat w ciągu minionego tysiąclecia Śląsk zmieniał swoich władców: samodzielne księstwo piastowskie było najpierw poddane polskiej koronie. Kazimierz Wielki poszerzał jednak Polskę w kierunku na wschód i w układzie w Trenczynie w roku 1335 zrezygnował po wsze czasy ze Śląska, którym teraz rządziła Praga. Około 200 lat później Śląsk trafił przez małżeństwo w ręce Habsburgów, a po kolejnych 200 latach wskutek trzech wojen śląskich większa jego część znalazła się pod panowaniem Prus.
Mieszanina wrogich ludziom nacjonalizmów i ideologii, która pojawiła się dopiero od końca XVIII wieku, znalazła ujście w XX wieku w straszliwych wojnach, wysiedleniach, ludobójstwie i dyktaturach, które pochłonęły wiele milionów istnień ludzkich nie tylko w Polsce i u jej wschodnich sąsiadów, ale i w Niemczech, gdzie terror nazistów również pozostawił wstrząsający krwawy ślad, choćby tylko przez Holokaust, prześladowania opozycji i chrześcijan, jak Edyta Stein i Dietrich Bonhoeffer, czy obóz koncentracyjny dla duchownych w Dachau. Regulacja powojennych granic i idące z nią w parze wysiedlenia nie zostały uchwalone przez pozbawiony władzy polski rząd na uchodźstwie w Londynie, lecz przez zwycięskie potęgi i szczególnie okrutnie realizowane przez Stalina, który samowolnie, zamiast zgodnie z planem na Nysie Kłodzkiej, ustanowił nową granicę swojego ówczesnego satelickiego państwa polskiego na Nysie Łużyckiej.
Przypuszcza się przy tym, że tak naprawdę chciał on przez ówczesne wysiedlenia zasiać trwałe ziarno niezgody między Niemcami a Polakami, nawożone aż do roku 1989 rewanżystowskimi hasłami radzieckiej propagandy komunistycznej. Ten zły siew mógł długo wschodzić, przy czym komuniści mogli się zręcznie posługiwać polskim nacjonalizmem, któremu co prawda już położył tamę odważny list pasterski polskich biskupów z 1965 roku „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” i głosy takich intelektualistów opozycyjnych, jak Jan Józef Lipski, Leszek Kołakowski czy Adam Michnik, na przykład w czasopiśmie „Kultura”.
Jednak dopiero po upadku imperium radzieckiego, po roku 1989 stało się możliwe prawdziwe zrozumienie narodów między wreszcie wolnymi Niemcami a Polakami. Trafnie powiedział arcybiskup Alfons Nossol, emerytowany biskup opolski, w połowie lutego na naszej Akademii Zimowej w hotelu pałacowym w Pakoszowie, że w obliczu udanej rewolucji wolnościowej w środkowo-wschodniej Europie, w listopadzie 1989 upadły dwa mury: 9 listopada mur, który podzielił Niemcy i 12 listopada w Krzyżowej w czasie nabożeństwa pojednania z legendarnym pocałunkiem pokoju między Helmutem Kohlem a Tadeuszem Mazowieckim, mur między Niemcami a Polakami. Spotkanie w Krzyżowej z dnia 12 listopada 1989, uchwalona wtedy wspólna deklaracja i zawarte w roku 1991 niemiecko-polskie umowy o potwierdzeniu granic i o dobrym sąsiedztwie, stworzyły ramy dla zrozumienia polsko-niemieckiego. Ale musiało jeszcze upłynąć około dwudziestu lat, zanim został osiągnięty obecny stan nowej niemiecko-polskiej przyjaźni narodów. Przy tym polscy sąsiedzi też zauważyli, że Niemcy najbardziej długofalowo opowiadały się za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej i popierały to, co w końcu nastąpiło w roku 2004.
Od czasu zmiany rządu w Warszawie jesienią 2015 roku pewne nacjonalistyczne tony obecnego polskiego rządu, jego polityka w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości i mediów, i bardziej restrykcyjna polityka wobec mniejszości, po raz pierwszy znów rzuciły cień na stosunki dwustronne. Wizyta kanclerz Angeli Merkel w Warszawie w połowie lutego bieżącego roku unaoczniła jednak to, że wspaniały cud porozumienia polsko-niemieckiego, który właśnie na Śląsku dał tak wiele owoców, nie jest zagrożony.
Gdy od połowy lat 90. w moich stronach rodzinnych, w górach Eifel w Nadrenii, niedaleko Bonn i Koblencji przygotowywałem się do założenia naszego wydawnictwa w Görlitz, Śląsk był jeszcze bardzo daleki od odzyskanej dzisiaj świetności. Mój plan założenia wydawnictwa w Görlitz zebrał wśród moich znajomych i licznej rodziny wyłącznie krytykę i całkowity brak zgody; w ówczesnym Görlitz zresztą też. Myślano zarówno o ryzyku ekonomicznym, jak i o politycznej mieszance wybuchowej, którą łączono ze Śląskiem. Mój zmarły w międzyczasie ojciec gorąco mi to odradzał, mówiąc: „Nazizm, wojna, wysiedlenie i komunizm zrobiły ze Śląska największą kość niezgody między Niemcami a Polakami. Tam nigdy nie wróci spokój. Wcześniej czy później znów tam zaatakują jedni drugich. Śląsk to zjadliwy zarazek niezgody niemiecko-polskiej, a ty się pchasz akurat tam z całą swoją dużą rodziną?”
Dzisiaj wiemy, że stało się inaczej, że Śląsk znowu jest na drodze do tego, by stać się jednym z najbardziej kwitnących gospodarczo i cywilizacyjnie regionów Europy. Tutaj nie było i nie ma uwarunkowanych przeszłością incydentów, na które natychmiast rzuciłyby się media, lecz jest wzorowa dla innych regionów, konstruktywna, ale nierzucająca się w oczy europejska zgoda. Poniżej chciałbym pokazać, jak do tego doszło i zasugerować, jak można stabilizować obecne partnerstwo i przyjaźń niemiecko-polską na Śląsku.
Na pierwszym miejscu wymienię pielęgnowanie wspólnych chrześcijańskich korzeni i przekonań wolnościowych właśnie w dzisiejszej Europie, gdzie świadomość chrześcijańska i wolnościowa jest atakowana. Chrześcijaństwo chroni przed straszliwym panowaniem ideologii, zwłaszcza nacjonalizmu. Podkreśla ono niepowtarzalną godność człowieka, jego stworzenie na obraz i podobieństwo Boże jako korony stworzenia, któremu ma służyć cała polityka z jej różnymi elementami porządku rodziny, ojczyzny i narodu. Można więc kochać ojczyznę, ale równocześnie lepiej rozumieć, lubić i szanować sąsiada. Niemcy i Polacy są na Śląsku odwiecznymi sąsiadami.
Oba narody ukształtowały się na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia wokół Chrystusa, na bazie tego wspólnego chrześcijańskiego fundamentu. Już w epoce powstawania obu narodów doszło w roku 1000 do cudownego spotkania: cesarz Otto III i późniejszy pierwszy król Polski, książę Bolesław Chrobry spotkali się na Śląsku pod Szprotawą i wspólnie pielgrzymowali do Gniezna, do grobu świętego Wojciecha. Cesarz niemiecki nazwał wtedy polskiego księcia swoim „bratem w królestwie”. O tym cudownym spotkaniu przypomniano na spotkaniu biskupów niemieckich i polskich w Gnieźnie jesienią 2015 roku i byłem bardzo rozczarowany, że niemieckie media, nawet kościelne, nie informowały o tym wydarzeniu!
Przez wieki trwała owocna współpraca Niemców i Polaków na Śląsku. Wspólnie walczyli w 1241 roku z Tatarami w bitwie na Legnickim Polu i w roku 1683 pod dowództwem polskiego króla Sobieskiego zatrzymali inwazję Turków na Wiedeń. Ważna jest znajomość całej historii naszego sąsiedztwa, ale nie można dyskutować tylko o punktach spornych i otwartych ranach, lecz przede wszystkim trzeba stawiać na pierwszym planie te wydarzenia i osobistości, które mogą służyć młodym ludziom za przykład, jak np. święta Jadwiga czy papież Jan Paweł II. Przede wszystkim musimy stawiać przed oczami młodzieży nie punkty sporne i potencjały konfliktowe, lecz pozytywne symbole i symboliczne postacie. Na przykład dobrze się stało, że miejscem nabożeństwa pojednania nie stało się sanktuarium na Górze św. Anny na Górnym Śląsku, obciążone bratobójczymi walkami po I wojnie światowej, lecz Krzyżowa, symbol niemieckiego chrześcijańskiego, ekumenicznego ruchu oporu. To tutaj protestanci, jak hrabia James von Moltke i katolicy, jak jezuita Alfred Delp wspólnie działali przeciwko Hitlerowi. To właśnie kanclerz RFN Helmut Kohl - jak opowiada arcybiskup Alfons Nossol - chciał koniecznie dokonać tych gestów pojednania w ramach nabożeństwa, ponieważ bez tego religijnego tła, świeżo po upadku systemu komunistycznego, ludzie chyba nie odebraliby i nie z rozumieli takiego uścisku jako całkowitego zaczynania czegoś od nowa między dwoma nareszcie wolnymi narodami - zwalisty kanclerz Niemiec mocno i serdecznie ściskał wątłego premiera Polski. Ten znamienny, symboliczny obraz z Krzyżowej nawiązuje do świętej Jadwigi Śląskiej, która była mądrym doradcą swojego męża, księcia piastowskiego Henryka Brodatego, sprowadziła do kraju cystersów jako zakon energicznych osadników i była po macierzyńsku troskliwą panią zarówno dla przybywających kolonistów, jak i dla słowiańskich autochtonów. W tym roku na Dolnym Śląsku, przede wszystkim w Trzebnicy, w szczególny sposób obchodzi się 750. rocznicę jej kanonizacji. Tam założyła klasztor, w którym spędziła ostatnie lata życia i gdzie znajduje się jej grobowiec.
Nie służy dzisiaj porozumieniu narodów, także między Niemcami a Polakami, że ten tak ważny chrześcijański fundament dzisiaj się kruszy, przede wszystkim w Niemczech, nie tylko dlatego, że coraz mniej możemy się wspólnie modlić tak, jak na przykład 12 listopada 1989 w Krzyżowej. Pragnę tylko zaznaczyć, że w sprawach małżeństwa i rodziny, religii i prawa do życia, oświaty i wychowania, aż do dyskusji na temat gender, uważam za konieczny, odważny niemiecko-polski dialog twarzą w twarz, a nie dyktat z Berlina czy Brukseli. Dla porozumienia ważna jest empatia, zrozumienie sąsiada, pokonywanie uprzedzeń i wiedza o równorzędności, historii i osiągnięciach historyczno-kulturalnych sąsiedniego narodu. My, Niemcy, za mało wiemy o wielkości terytorialnej i wielkiej kulturze państwa Jagiellonów, o postępach demokracji w Rzeczypospolitej szlacheckiej, aż do wprowadzenia 3 maja 1791 roku pierwszej wolnościowej konstytucji w Europie, o wielkich polskich pisarzach, muzykach i budowniczych w przeszłości i teraźniejszości, o polskich magnatach i ich pełnych przepychu rezydencjach, w których niegdyś bywała europejska arystokracja. Ludzie przesiedleni w roku 1945 ze Lwowa do Wrocławia to nie byli barbarzyńcy. Równorzędna, wysoka polska kultura weszła do dawnej pysznej metropolii wschodnich Niemiec, na przykład w postaci zbiorów z Biblioteki Ossolińskich. Za mało wiemy o 123 latach, przez które Polska była pod zaborami i o powstaniach przeciw zaborcom, a także o tragedii Powstania Warszawskiego i jego okrutnym stłumieniu, o zbrodniach stalinowskich w Polsce, których do dziś nie można było rozliczyć ani odpokutować. Miasto Kanta, Królewiec, dawna pyszna metropolia Prus Wschodnich, do dziś nosi imię Kalinina, łajdaka, który w latach 1923-1945 był najbliższym współtowarzyszem Stalina i najwyższym przedstawicielem Związku Radzieckiego, który podpisał miliony wyroków śmierci, na przykład przez okrutne masowe mordy w Katyniu, a w Niemczech tego nie rejestrowano ani nawet nie oponowano przeciw temu. Niemcy, na przykład, często nie rozumieją lęków polskiego sąsiada przed niezręcznym zbliżaniem się do dzisiejszej Rosji Putina, która pod wieloma względami, nie tylko w Gruzji, Mołdawii i na Ukrainie, kontynuuje od roku 1465 nieprzerwaną, agresywną tradycję imperialistyczną, praktycznie stanowi ostatnią w Europie nieobliczalną, agresywną potęgę kolonialną.
Kolejnym czynnikiem, ważnym dla udanego porozumienia jest osobiste spotkanie, które pomaga zburzyć irracjonalne resentymenty narodowe. Dlatego właśnie na Śląsku ważnym fundamentem zgody w Europie jest to, że w wolnych krajach stały się możliwe spotkania w dziedzinie turystyki i gospodarki, do dziś liczone już w milionach. Dlatego tak ważna jest niemiecko-polska wymiana młodzieży z miejscem spotkań w Krzyżowej, gdzie poznały się już setki tysięcy i gdzie powstały niezliczone przyjaźnie między młodymi Niemcami a Polakami. Ale nawet w przypadku leciwych już Niemców, wysiedlonych ze Śląska, którzy po doznanej krzywdzie byli pełni nienawiści do wszystkiego, co polskie i najpierw nigdy nie chcieli ponownie odwiedzać swoich stron rodzinnych, często przeżywałem to, że otwierały się serca, gdy kiedyś w końcu spotykali się z Polakami. Oczywiście po obu stronach są wyjątki w postaci nacjonalistycznego ograniczenia. Zasadniczo jednak to setki tysięcy wysiedlonych Niemców z terenów nad Odrą i Nysą, i otwarci polscy gospodarze w ich rodzinnych stronach najwięcej przyczynili się do zgody między Niemcami a Polakami na Śląsku. Nasze czasopismo od dwudziestu lat dokumentuje te niezliczone, cudowne spotkania. Wspólnie stawia się kamienie pamiątkowe, często tworzy się związki partnerskie z miastami, z których wysiedlono Niemców, jak na przykład w przypadku Legnicy, Trzebnicy, Milicza, Bolesławca czy Strzelec Opolskich, Gliwic i Bytomia na Górnym Śląsku. Wiele podróży, spotkań, szkół partnerskich, projektów kulturalnych i renowacji zabytków architektury doszło do skutku dzięki wysiedleńcom, zwłaszcza ich strukturom ewangelickim i katolickim. Wielu aktywnych wysiedleńców, poczynając od niezapomnianego, oczernianego przez komunistów, a docenionego przez Władysława Bartoszewskiego Herberta Hupki, aż do pastora Meisslera w Legnicy, jest szczególnie szanowanych przez dzisiejszych polskich mieszkańców ich rodzinnych miast. Stalinowska trucizna w ten sposób stała się najmocniejszą maścią niemiecko-polskiego porozumienia. Dalej ważne jest podkreślanie wspólnych zadań i wyzwań, przed którymi stoją Niemcy i Polacy na Śląsku i w Europie, co rozumiemy jako wspólnotę losów, która musi trzymać się razem. Tak jak Niemcy i Francuzi byli fundamentem zjednoczenia ekonomicznego i politycznego na Zachodzie, tak dzisiaj potrzebujemy partnerstwa niemiecko-polskiego dla utrwalenia pokoju i dzieła budowy w Europie Środkowo-Wschodniej, właśnie z uwagi również na nowe zagrożenie przez skostniały w starym myśleniu w kategoriach polityki siły reżim Putina, który wyrządza wielkie szkody Europie i samemu narodowi rosyjskiemu.