Autor: Karol Cieślar
Artykuł ukazał się w kalendarzu Śląskiego Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania w Republice Czeskiej (Evangelický kalendář / Kalendarz Ewangelicki, Czeski Cieszyn 2019)
Dzisiaj jest 17 listopada 2018 roku, od rana zadaję sobie pytanie: Czy jestem wolnym człowiekiem, jak przeżyłem ubiegłych dwadzieścia dziewięć lat wolności w naszym kraju? Co to jest wolność? Czy to tylko brak przymusu, możliwość działania zgodnie z własną wolą, możliwość wyboru? Wolność od prześladowań, strachu, głodu… i wolność do podejmowania własnych decyzji w życiu?
Mamy w naszym kraju tradycyjne wolności polityczne: wolność zgromadzeń, wolność słowa, wolność religijną i gospodarczą. Każdy z nas posiada własną, indywidualnie ukształtowaną, wolną wolę. To dar Stwórcy, który pragnie, aby wszyscy zostali zbawieni, ale nikogo nie może do niczego zmusić, gdyż szanuje ludzką wolność i możliwość odrzucenia Go.
Takie zasadnicze rozważania na temat mojej osobistej wolności prowadzą do wspomnień, kiedy i w jakich okolicznościach poznałem ten niepowtarzalny smak wolności.
Koniec lat sześćdziesiątych – byłem już po Konfirmacji, okres „praskiej wiosny“ otworzył nowe możliwości, żyliśmy nadzieją powrotu do normalności, do tradycyjnych wartości i wolności w naszym państwie. Mam przed oczyma te obrazki, jakby działo się to niedawno, a nie pół wieku temu! Obozy młodzieżowe w naszych Beskidach, wycieczki autokarowe, grupy muzyczne, „drukarnia“ w naszym domu rodzinnym w Nydku… Najbardziej jednak wrył mi się w pamięć dzień 21 sierpnia 1968 roku. Od rana razem z moimi rówieśnikami pracowaliśmy przy wykopach pod fundamenty rozbudowy naszej kaplicy w Nydku. Pracowaliśmy z młodzieńczym entuzjazmem i determinacją. Nadchodzi wreszcie czas wolności, odczuwalny jest już jego smak!
I wtedy przyszli ludzie ze wsi: „Co wy robicie, przecież jest wojna, czołgi wjechały do naszego kraju!”
A potem musieliśmy znowu pracować w innej rzeczywistości, w okresie tak zwanej „normalizacji”. Poszedłem do technikum budowlanego w Ostrawie i następnie na praską politechnikę. W roku 1974 dziwnym zrządzeniem Opatrzności było mi dane kontynuować studia architektoniczne na politechnice w Gliwicach. Miałem możliwość porównania poziomu zniewolenia życia w reżimie komunistycznym w ówczesnej „gierkowskiej” Polsce i „husakowskiej” Czechosłowacji. O wiele mniej wolności było, niestety, w kraju nad Wełtawą.
Jako student utrzymywałem kontakty z niezależnymi organizacjami studenckimi w Polsce, wziąłem też udział w wyjeździe „studialno-naukowym” Euroarch ´77.
I to był drugi moment w życiu, kiedy przez całe dwa miesiące mogłem rozkoszować się smakiem wolności w dwunastu krajach Europy. W Londynie odwiedziłem mojego wujka-bohatera, „cichociemnego” żołnierza Armii Krajowej, majora Adolfa Pilcha. Zapłacił wielką cenę za naszą wolność, żyjąc do końca swoich dni na emigracji.
Wszystkie nasze „wolnościowe uwagi“ dokładnie zapisywał pewien agent UB w swoim notatniku. Tym agentem był kierowca naszego autokaru… Dowiedzieliśmy się o tym, kiedy pod koniec naszego wyjazdu udało się moim kolegom ten tajny notatnik odnaleźć pod fotelem kierowcy.
Moje nielegalne działania studenckie oraz praca na rzecz Kościoła podziemnego w byłej Czechosłowacji była wystarczającym powodem, by młody architekt musiał po studiach pracować jako pomocnik murarza (1978-81). Kiedy wreszcie udało mi się znaleźć pracę w biurze projektów, powołano mnie jako szeregowego żołnierza do służby wojskowej. Miałem wówczas 31 lat i rodzinę. Wtedy nie rozumiałem, dlaczego. Dopiero po latach wszystko układało się w jakiś spójny obraz.
I wreszcie nadszedł 17 listopada 1989 roku, zdarzył się cud wolności, „aksamitna rewolucja“! Historia przyśpieszyła, zasmakowaliśmy tej nowej wolności wszyscy. Zupełne nowe otwarcie, wszystko było możliwe.
Mogłem publicznie wypowiadać się w kwestii stanu naszego społeczeństwa, dzielić się swoimi poglądami. Przed wolnymi wyborami w roku 1990 tak napisałem na łamach Głosu Ludu:
„Polityka minionych dziesięcioleci, prowadzona dla dobra interesu obcej mocy, uniemożliwiła naturalny ruch w stronę narodowej i regionalnej identyfikacji. Totalitarna uniformizacja wszystkiego nie sprzyjała rozwojowi naszej różnorodnej kultury. Co rozumiemy przez tę kulturę? Tradycyjna kultura ludowa i gwara Śląska Cieszyńskiego otarły się w XX wieku o szereg nacjonalistycznych reżimów (1900-19 austriacki, 1920-38 czeski, 1938-39 polski, 1939-45 niemiecki, 1945-89 komunistyczny). Zwłaszcza ten ostatni zrobił z nas, pierwotnej grupy etnicznej, mniejszość narodową.
W ostatnich czasach stale częściej dochodzi do polaryzacji struktury nacjonalnej naszego społeczeństwa.(...)
Nie ma wątpliwości, że nasza gwara bliższa jest językowi polskiemu, ale nasza kultura powstała w innych warunkach historycznych. (...)
Nikt nie wmówi mi, że muszę jednoznacznie określić się po tej, czy tamtej stronie. Powiedzcie Austriakowi, że jest Niemcem, bo mówi po niemiecku...
W rodzącym się wspólnym europejskim domu niezbędne stanie się stworzenie instytucji ochraniającej małe grupy etniczne przed nacjonalizmem silniejszych. Wysiłki zmierzające ku jedności drogą akceptacji różnorodności i identyfikacji kulturowej uważam za pierwszoplanowe zadanie dla środkowoeuropejskiej polityki kulturalnej.
Jesteśmy cieszyńskimi Ślązakami i bez względu na to, czy używamy literackiego języka czeskiego czy polskiego, zawsze dogadamy się „po naszymu”.
Dzieło naszych rąk i nasze myśli należą do Czech, Moraw, Słowacji i Polski. Położenie geograficzne w środku Europy zobowiązuje nas do tworzenia pomostu jedności wszystkich zachodnich Słowian. Ta pozycja przywraca nam poczucie dumy i spokoju. Chodzi o to, aby tutejszy człowiek zaczął doceniać sam siebie, swą historię i śląsko-cieszyńską kulturę. Są to jego święte rzeczy, nad którymi władza powraca do jego rąk.”
Nie chcę w tym miejscu rozpisywać się o swojej drodze politycznej, zawodowej i społecznej. To temat na szersze opracowanie, które, jak wierzę, będzie mi dane kiedyś urzeczywistnić. Pozwólcie jednak na małą refleksję na temat „prawdy i miłości, która musi zwyciężyć nad kłamstwem i nienawiścią” (Václav Havel). To hasło i po trzydziestu latach jest aktualne, bo to prawda i miłość stanowią jedność, a człowiek nie powinien rozłączać tego, co… Bóg złączył. Okazując innym miłość, nie powinniśmy zapominać o prawdzie.
Gdy stajemy się jednostronni i podkreślamy przesadnie miłość, tracimy nie tylko prawdę, ale także miłość, ponieważ miłość bez prawdy jest wynaturzeniem i zostaje zdegradowana do bezwartościowej, nieszczerej relacji z bliźnimi. Jeżeli natomiast akcentujemy prawdę kosztem miłości, oprócz samej miłości tracimy również i prawdę. Jedyne co pozostaje, to ludzka bezwzględność, nieustępliwość i bezduszne traktowanie. Miejmy więc odwagę powiedzieć Prawdę w Miłości.
Przed chwilą na moim komputerze pojawił się wpis ulubionego blogera Tomka Żółtko, który kończy się apelem:
Nigdy nie dajmy się zniewolić strachowi pt: "A co ludzie powiedzą lub co pomyślą?"
A niech sobie myślą i mówią co chcą!!! Ty i ja bądźmy w porządku wobec nich i jednocześnie nie dajmy sobie czyimiś opiniami na nasz temat zepsuć szczęśliwego życia. Nie warto! Tym bardziej, że tylko osoby przegrane, niespełnione i nieszczęśliwe żyją życiem innych.
Wolność kocham i rozumiem, Wolności oddać nie umiem… – to nie tylko refren popularnej piosenki (Bogdan Łyszkiewicz, Chłopcy z Placu Broni), to i moje wyznanie.
Miejmy w Jubileuszowym Roku Wolności 2019 więcej odwagi, by na nowo doświadczać, jak smakuje Wolność.
Smaku, światła, prawdy!
Jesteśmy solą ziemi,
soli nie można posolić.
Ludzie głusi i niemi,
swej doli i niedoli.
Niesłone to ich szczęście,
gorzko skrzywione usta...
Widzę ich coraz częściej,
zgorzkniała im rozpusta.
Niesmacznym żartem życie
stało się. Nie do zniesienia
płone westchnienia języka: Smaku!
Jesteśmy światłem świata,
miastem na górze leżącym.
Wierny i niegasnący
nasz codzienny styl bycia...
To światło w oczy pali?
Lub jest pochodnią w mroku
Rękę byśmy podal
i tym, co stoją tak z boku...
Patrzą na nas zawzięcie
wydaje się złośliwie.
Oczy w ciemnościach wołają: Światła!
I poznaliśmy Prawdę,
Prawdę, Drogę i Życie.
I w nowej Prawdy szacie,
mówimy: siostro, bracie.
Dziwią się wszyscy ludzie,
ludzie wielcy i mali,
jakeśmy w świata złudzie
ten Prawdy ślad poznali?
W lawinie kłamstw, nieprawdy,
wieczny i przeraźliwy
ich krzyk rozumu i serca: Prawdy!
Tekst i muzyka: K. Cieślar, 1975, Gliwice
Karol Cieślar – ur. 13 V 1954 w Nydku (Nýdek, RC) czeski architekt i polityk narodowości polskiej. Studia odbył na politechnice w Pradze oraz Politechnice Śląskiej; nawiązał wówczas kontakty z niezależnymi organizacjami studenckimi w Polsce. Aktywnie działał na rzecz Kościoła podziemnego w byłej Czechosłowacji; po studiach musiał pracować jako murarz (1978-81). Po roku 1989 udzielał się społecznie, m.in. we władzach samorządowych (burmistrz Cierlicka 1990-97); w roku 1996 kandydował do Senatu Republiki Czeskiej.
Był współzałożycielem Diakonii Śląskiej, Euroregionu Śląsk Cieszyński oraz innych organizacji, był także członkiem Rady Kongresu Polaków. Od roku 2000 koordynuje w Ostrawie prace polskich architektów, którzy wygrali pierwszy międzynarodowy konkurs architektoniczno-urbanistyczny w Republice Czeskiej na zabudowę terenów byłych dwóch kopalń – fragmentu centrum Ostrawy. Jest członkiem władz Czeskiej Izby Architektów. Zrealizował wiele projektów architektonicznych, w tym również kościołów oraz wnętrz kościelnych.